środa, 3 lipca 2013

Numer 114 - Nine Inch Nails "The Perfect Drug"

No to lecimy sobie samolotem, Zuzanna - jako, że własnie skończyła 2 lata - ma już swoje własne (płatne) miejsce, niedoceniając jednak tego faktu wierci sie niemiłosiernie i próbuje przedostać do siedzących w z tyłu kuzynów. Gdzieś nieopodal wesoły pan z drugim wesołym panem polewają sobie wódkę i wprowadzają w wakacyjny klimat. Lecimy do Egiptu. Pierwsze pozaeuropejskie wakacje Zuzanny.

Podobno w czarterach wszyscy klaszczą przy lądowaniu, ale widać pojawił się jakis nowy trend - spora część pasażerów klaszcze tuż po starcie. Nie będę się snobował - to nieszkodliwy i sympatyczny zwyczaj, klaskanie tuż po starcie, kiedy jeszcze masę rzeczy może pójść nie tak, jest jakby nie było radością trochę na wyrost. Wchodzimy jednak bezpiecznie na wyskokość przelotową. Ponad trzy godziny lotu dłużą się niemiłosiernie, 20 minut przed lądowaniem Zuzanna usypia. Co zabawne, usypiają także panowie od wódki. Z okien widać już piasek i góry (po prawej) i wybrzeże (po lewej). Lądujemy w Hurghadzie.

Wbrew stereotypom na lotnisku nie ma przepychanek do wyjścia, każdy spokojnie załatwia wizę i udaje się do autokaru. Dojeżdzamy do hotelu, recepcjonista wita nas po polsku. Wokół jednak sporo Rosjan - tych strasznych Rosjan, o których krążą legendy. I co się okazuje po czasie - moja żona zaprzyjaźnia się z Rosjanką, nasze dziecko szaleje z rosyjskimi na plaży, a sympatyczny Rosjanin przepuszcza mnie w kolejce do bufetu. Stereotypy - takie wyjazdy są ich pełne. Nie zdołałem jednak zauważyć żadnych Polaków w sandałach i skarpetkach, żadnej walki o jedzenie, żadnego pijaństwa z racji darmowego dostępu do alkoholu. No, dobra, jeden pan narzekał podczas wycieczki na brak zieleni na bezludnej wyspie z rewelacyjną plażą (organizatorzy skruszeni pewnie już szykują się do zakupu sadzonek i zalesiania tejże wyspy) oraz jedna pani nie mogła się doczekać kotletów schabowych ("to egipskie jedzenie mi nie służy" skomentowała konsumując frytki, rybę i sałatkę z porów).

Największe zaskoczenie przyszło przy okazji mini disco dla dzieci. Siedzieliśmy własnie przy basenowym barze grzejąc się w promieniach zachodzącego powoli słońca, gdy nagle z głośników przed nami ryknęło "Perfect Drug". Po chwili Zuzanna bez oporów wskoczyła na scenę i zaczęła pogować w rytm piosenki. Chciałem to nagrać, z wrażenia jednak zawiesił mi się iphone. Trent Reznor były z całą pewnością dumny.

Wrażliwych rodziców uspokajam, zaraz potem poleciało już niewinne "Hokey Cokey".



Brak komentarzy: